Aktualności
„PREZENTuje” - wystawa Janka Kozy
KIEDY: 30 grudnia 2025 – 21 lutego 2026, wernisaż 16 stycznia (piątek) o godz. 18:00
BILETY: Wstęp wolny
MIEJSCE: Galeria Satyrykon (Rynek 36)
W Galerii Satyrykon od 30 grudnia aż do 21 lutego czekać będzie na Was wciągający, przewrotny i absolutnie niepowtarzalny świat twórczości Janka Kozy, znakomitego rysownika, laureata Szpili Satyrykonu 2024. Na wernisaż wystawy zapraszamy w piątek, 16 stycznia, o godzinie 18:00. Wstęp wolny.
Takie rzeczy tylko w Polsce – szkoła jazdy po alkoholu, nasz człowiek wysłany w kosmos… paczkomatem, zmiana opon na zimowe oznacza czarniejszy dym z komina, a sezon grzybowy mierzy się powierzchnią sufitu zajętą przez wykwity pleśni. Nihiliści po zaczepieniu przechodnia NIC mu nie robią, a najlepszy pomysł na wakacje z dziećmi to dokupienie im pakietu gigabajtów. To tylko kilka migawek z życia sąsiadki, szwagra, koleżanki z pracy lub kolegi córki. Bo niby raczej nie naszego własnego, a jednak zawsze z dość bliska – zza ściany, z drugiej stronie ulicy, z osiedlowego sklepu, u wujostwa na wsi, a może jednak z pokoju obok albo wręcz z lustra we własnej łazience. Takie oto scenki, autorstwa Janka Kozy, najlepiej rozpoznawalne są dzięki jego, trwającej od 2011 roku, współpracy z popularnym tygodnikiem „Polityka”. Jego „paski” satyryczne są najczęściej dwuczęściowe. Mininarracja budowana jest konsekwentnie w rytmie akcja-reakcja. I najlepsze (czytaj: najzabawniejsze) jest to, co pomiędzy. Mgnienie zawieszenia, w którym oczekiwane riposta/komentarz/wniosek okazują się jednak… niespodziewane. Najpierw zaskakują, potem bawią, a następnie skłaniają do słodko-gorzkiej refleksji. Trochę tak jak w prima aprilis – sięgamy po cukier, a tam sól. Ale nie ma się co dziwić, skoro bohater najnowszej wystawy w Galerii Satyrykon, na dobre już sklejony ze swoim pseudonimem artystycznym – Janek Koza, urodził się pierwszego kwietnia, w 1970 roku, we Wrocławiu.
We Wrocławiu studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, która w okresie jego asystentury też zmieniła swe miano – na Akademię Sztuk Pięknych. Koza jest absolwentem malarstwa, dyplom przygotował w pracowni prof. Stanisława Ryszarda Kortyki w 1995 roku. Już w czasie studiów tworzył zina „Świnia”, nieustannie rysował i realizował filmy animowane – pierwszy ośmioodcinkowy serial Liryka erotyczna powstał na przełomie 1993 i 1994 roku. Niezbyt długi okres asystentury na ówczesnym Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby spędził w Katedrze Wiedzy Wizualnej, jednostce z założenia interdyscyplinarnej. I choć cechowała ją prostota technologiczna, to program katedry sprzyjał eksperymentom filmowym.
Janek Koza, znany obecnie jako rysownik satyryczny, autor komiksów, ilustrator, twórca animacji, artysta wideo i malarz, ma za sobą doświadczenia maszynisty sceny w legendarnym wrocławskim Teatrze Kalambur, muzyka-performera nurtu punk i techno, a także zleceniobiorcy takich gigantów jak Canal+ czy MTV. Współpracował z „Aktivistem”, „Przekrojem”, realizował teledyski dla zespołów: Physical Love, Pustki i the KURWS.
Jednak rozpoznawalność artysty zasadza się w głównej mierze na jego poczuciu humoru wyczulonego na absurd oraz zmyśle uważnego obserwatora i komentatora naszej rzeczywistości, co przekazuje w charakterystycznym, dobrze rozpoznawalnym rysunku. Rysunki Kozy bywają drapieżne, pozornie niechlujne, piękne w swej brzydocie, niezwykle spójne z materią, którą przedstawiają. Podobnie jak towarzyszące im teksty – zbudowane z nierównych linijek nieco chwiejnych, miejscami nawet „poprawianych” wersalików. Rysunki te nie wdzięczą się, bo i po co, bohaterowie są tacy jak opisujące ich linie – czasem krzywe, niedociągnięte, czasem pogrubione, choć minimalistyczne, ale jakże trafne w syntezie. Dwa niepozorne łuczki to biust sąsiadki, inna krzywizna wskazuje na brzuch wystający znad paska grubaska, kilkanaście kropek sygnalizuje łysinę dresiarza, a czarny bazgroł staje się kłębem spalin wydobywających się z rury wydechowej. Już same ramki tych satyrycznych rysunków bywają nieprzyzwoicie krzywe. Można odczytać to jako mrugnięcie oka ich twórcy – „nie bierzcie ich tak serio!”, a może jako celowy zabieg mający wywołać efekt quasi reporterskiej notatki. Oto scenka jakoś podsłuchana, inna gdzieś podpatrzona, a nawet jeśli nie, jeśli Janek Koza ją wymyślił od początku do końca, to i tak okazuje się ona boleśnie prawdziwa, ale i śmieszna zarazem.
Anita Wincencjusz-Patyna






